Dom publiczny jest dwuznacznym określeniem. Jedno z nazwań opisuje każdą z budowli w przestrzeni publicznej. To drugie stanowi w wielu kulturach tabu.
Potrzebne, ale nie mówi się o nich głośno. Inne określenia zapożyczono z języków obcych. Dawniej mawiano na przykład zamtuz lub lupanar. Nowoczesne wnętrza i te z zamierzchłych wieków mają ten sam źródłosłów, pochodzący od francuskiego określenia oznaczającego publiczne i ogólnodostępne miejsce wspólnych kąpieli. Mawiano wtedy bordelages. Do Polski trafiło przez Italię jako bordello w czasach słynnej królowej Bony. Z przekazów historycznych wiadomo, że w łaźniach prostytucja było na porządku dziennym i była czymś zgoła normalnym. Współczesna hipokryzja każe wymyślać dla domów uciech cielesnych różne nazwy. Czasem są hotelami innym razem salonami masażu lub klubami biznesmena. Eufemizmy, niedomówienia i nadinterpretacje.
Wszystkie one temat traktują nieco pobocznie, ukrywając sedno sprawy. A przecież jak świat światem burdele i zamtuzy towarzyszyły cywilizacji.